My Bad Experience with PublishAmerica/America Star Books

Niektórzy z was mogą być zaznajomieni z PublishAmerica, która jakiś czas temu zmieniła nazwę na America Star Books. Zrobiłem post o zmianie w zeszłym roku i dotknął mojej własnej historii wtedy, ale chcę iść do nieco bardziej szczegółowo o ich racket i jak I extricated siebie.

Mój run-in z nimi rozpoczął się w latach 90-tych. Miałem już pięć opublikowanych książek, dwie przez nowojorski dom i trzy przez małe wydawnictwa, kiedy natknąłem się na ich stronę. Ich mantra w tamtym czasie brzmiała: „Nie chcemy twoich pieniędzy – chcemy twojej książki!”. Ponieważ tradycyjni wydawcy coraz bardziej wzbraniali się przed przyjmowaniem jakichkolwiek, poza najbardziej znanymi, autorów, wydawało się to dobrym rozwiązaniem. Ci ludzie nie wyglądali jak vanity press, ponieważ nie wymagali zapłaty. Oczywiście, powinienem był zdać sobie sprawę, że to było zbyt piękne, żeby było prawdziwe i zrobić więcej badań, ale tego nie zrobiłem. Lesson learned.

Przedłożyłem jeden z kilku manuskryptów, które miałem i został on natychmiast zaakceptowany. Oh, goodie. Kontrakty zostały wysłane i podpisane. Miałem już pomysł na okładkę i pracowałem z projektantem, aby to odtworzyć. Nie było problemu. Oni przygotowali materiały do druku, wysłali je do mnie, a ja je skrupulatnie przejrzałem. Mieli wtedy opcję edycji, ale odmówiłem, ponieważ miałem ograniczony budżet i ufałem własnym oczom bardziej niż komukolwiek innemu. Kiedy poprosili mnie o podpisanie zrzeczenia, że odmówiłem, pomyślałem, że to w porządku. Później dowiedziałem się, że umieścili zrzeczenie się z przodu książki, mówiąc, że odmówiłem usług redakcyjnych, co moim zdaniem było trochę tandetne, ale cóż.

Poprosili mnie również o dostarczenie listy nazwisk i adresów przyjaciół i rodziny, aby mogli wysłać ogłoszenia. To wydawało się wystarczająco nieszkodliwe; z radością się zgodziłem. Dopiero później dowiedziałem się, że te ogłoszenia były niczym więcej jak tylko jawną próbą sprzedania mojej książki każdemu nazwisku z mojej listy.

Potem nastąpił szok. Wycenili moją książkę na $26.95, czyli trzy razy więcej niż powinna być za jej liczbę stron. Kiedy dowiedziałem się, że to cena, o którą proszą moich przyjaciół i rodzinę, aby zapłacili za te „ogłoszenia”, byłem przerażony. Wiem, że kilku przyjaciół nabrało się na to; miałem nadzieję, że większość nie.

True to their word, the book was quickly listed on Amazon and Barnes and Noble. Chciałem promować ją bardziej, ale przy tej cenie … Byłem bardzo niewygodny z tym aspektem, i nie było cholernie dużo rzeczy, które mogłem z tym zrobić. Po prostu nigdy nie marzyłem, że ustalą tak wysoką cenę.

To właśnie wtedy prawdziwe sedno kampanii „marketingowej” stało się jasne. Każdego tygodnia dostawałem dwa, trzy, cztery e-maile z informacją, że mogę kupić moją własną książkę za 30%, 40%, 50% zniżki. Nawet z taką zniżką cena była wyższa niż powinna być w normalnych warunkach. Oczywiście kupiłem jedno pudło książek; dzięki Bogu, że nie poszedłem na całość i nie załadowałem do garażu. Wciąż miałem nadzieję, że książka będzie sprzedawać przez normalne kanały, ale oczywiście w tej cenie, to nie.

W ciągu najbliższych kilku lat, byłem zajęty walenie się kilka więcej rękopisów i to było w tym czasie, że odkryłem CreateSpace, Amazon’s self-publishing ramię, i byłem zajęty obracając moje nowe prace w dokładnie książek, które wyobrażałem sobie bez żadnego pośrednictwa z odległych wydawców. Byłam w niebie dla świń, a moja biedna mała książka PA gniła. Nie sprzedała się (wielka niespodzianka), ale byłem zbyt zajęty, by o tym myśleć. Raz miałem kilka self-published książki pod moim paskiem i zobaczyłem, jak łatwo i niedrogo, że był, zwróciłem się do mojej tylnej listy i zaczął przynieść je do daty. Miałem dwie książki, które opublikowałem przez iUniverse lata wcześniej. To była dość prosta sprawa, aby wysłać list z prośbą o rozwiązanie umowy z nimi i odzyskanie praw, abym mógł opublikować je samodzielnie, a iUniverse spełniło to bez problemu. W końcu dotarłem do punktu, w którym mogłem ponownie przyjrzeć się mojej książce PA.

Sprawdziłem umowę; okres czasu, na jaki przyznałem im prawa do publikacji wynosił siedem lat. Byłem tylko dwa lub trzy lata w tym. Hmmm.

Przez chwilę się nad tym zastanawiałem. W końcu sformułowałem swój atak. Napisałem do nich maila, że książka nie sprzedała się w ani jednej kopii od ponad roku (prawda, zgodnie z moimi zestawieniami opłat licencyjnych), oczywiście z powodu śmiesznej ceny, jaką na nią nałożyli, i że nigdy, przenigdy nie kupię od nich więcej kopii mojej książki. Skoro ta książka nie miała im przynieść żadnych pieniędzy, nie było powodu, dla którego mieliby trzymać ją w kontrakcie. Chciałam się teraz wycofać z kontraktu i chciałam odzyskać moje prawa.

Pierwszy email, który dostałam z powrotem, wyjaśniał cierpliwie, że warunki kontraktu były konieczne, aby mogli odzyskać pieniądze, które z miłością wydali na stworzenie mojej książki. Nie zgodzili się na zakończenie kontraktu przed tym czasem. Odpisałam i ponownie wyjaśniłam, że książka jest martwa; nie zarobią na niej ani grosza. Ever.

Finally it began to sink in. Dostałem nowego maila z informacją, że mogą zakończyć kontrakt wcześniej za jedyne $99.00 „opłaty administracyjnej”. To znowu było przedstawiane jako sposób na odzyskanie ich inwestycji, która do tego czasu była minimalna, w oparciu o to, czego się nauczyłem o publikowaniu. Pozwoliłem, żeby to leżało przez kilka miesięcy. Miałem nadzieję, że wrócą z lepszą ofertą, może z opłatą 50 dolarów. Ale nie zrobili tego. W końcu się zgodziłem. Chciałem odzyskać moją książkę, a $99.00 wydawało mi się wystarczająco małą ceną, aby ją uwolnić. Rozmawiałem z innymi autorami, którzy mówili, że woleliby przeczekać kontrakt, niż ugiąć się i zapłacić opłatę, ale ja po prostu chciałem odzyskać swoją książkę. Czekanie prawie pięć lat więcej na zasadzie było więcej niż byłem skłonny zrobić.

Kosztowna lekcja? Nieco, na pewno nie tysiące, które niektórzy pisarze płacą wydawnictwom próżnościowym, ale oczywiście więcej niż bym chciał. Jednak jeśli chodzi o doświadczenie, było warto. Nauczyłem się wielu rzeczy, takich jak dokładne sprawdzanie umów, zastanawianie się nad ich długością i długie przyglądanie się wielu aspektom, nad którymi mogę mieć zerową kontrolę. Z radością mogę powiedzieć, że od tamtego czasu nie zawarłem już żadnego innego kontraktu. W pełni oczekuję, że nadal będę wydawać własne książki, ustalać własne ceny, zajmować się własną promocją i marketingiem, a wszystko to przy zachowaniu całkowitej kontroli i uczciwości. To jest dużo więcej pracy, oczywiście, ale to jest dużo bardziej satysfakcjonujące, jak również.

Like Loading…

Autor: Melissa Bowersock

Melissa Bowersock jest eklektyczną, wielokrotnie nagradzaną autorką, która pisze w różnych gatunkach fikcji i non-fiction. Została zarówno tradycyjnie jak i niezależnie opublikowana i mieszka w małej społeczności w północnej Arizonie. Dowiedz się więcej o Melissie z jej strony autora Amazon i jej blogu.View all posts by Melissa Bowersock

Dodaj komentarz