St. Vincent opowiada o związku z Carą Delevingne i o tym, dlaczego musiała opuścić Dallas

St. Vincent od lat jest międzynarodową gwiazdą, dzięki swojemu unikalnemu stylowi popu, który odbija się echem wśród fanów na całym świecie. Ale kiedy wychowana w Dallas muzyk umawiała się z brytyjską modelką Carą Delevingne, doświadczyła innego rodzaju sławy.

„To było po prostu banalne,” St. Vincent opowiada The Telegraph’s Stella Magazine w ostatniej okładce. „Pamiętam, że byłam w szybkim pościgu przez Londyn. Myślałam: 'To sytuacja w stylu księżniczki Diany, ktoś może zginąć’.”

Cały ten dramat tylko po to, żeby paparazzi mogli zrobić zdjęcie Delevingne idącej do domu jej matki, rozwija St. Vincent, której prawdziwe nazwisko to Annie Clark.

Te dwie zerwały w 2016 roku, ale pozostały blisko, nawet współpracując przy najnowszym albumie Clarka, Masseduction. Delevingne, którą Clark chwali w artykule jako „wspaniałą”, „naturalnie utalentowaną” i „charyzmatyczną”, zaśpiewała na refrenie „Pills.”

„Będę ją kochać na zawsze i na zawsze”, mówi Clark o swojej byłej dziewczynie.

Relacje są tylko jedną z wielu atrakcji wywiadu Clark z magazynem, w którym omawia ona identyfikację jako queer — „queer, dla mnie, czuje się jak obejmowanie mentalności…. jest to ideologiczne i polityczne, nie tylko o tym, z kim sypiasz,” mówi — i dorastaniu w Dallas.

Oto najważniejsze ciekawostki.

Dlaczego „musiała się wydostać” z Dallas

Clark urodziła się w Tulsa, Okla…, ale przeprowadziła się do Dallas w wieku trzech lat wraz z matką i dwiema siostrami po tym, jak jej rodzice się rozwiedli.

„Nauczyłam się strzelać z broni, kiedy miałam siedem lat – to była część dorastania w Teksasie”, mówi.

Clark opisuje swoją matkę jako zagorzałą feministkę, ale dorastanie w konserwatywnym stanie nie współgrało z poczuciem własnej wartości muzyczki.

„Wiele z definicji kobiecości, z którymi dorastałam, nie było tym, czego przestrzegałam”, mówi Stelli. „Musiałam się wyrwać.”

Clark dzieli teraz swój czas pomiędzy Nowy Jork, Los Angeles i czasami Big D.

Trzy etapy St. Vincent

Clark przyznaje, że nie ma wyłącznika. Zamiast tego, jak sama mówi, istnieją trzy tryby, według których funkcjonuje: Monastyczny fanatyk, sportowiec i „szaleństwo.”

Monastyczny fanatyk jest wtedy, gdy Clark jest w trybie pracy, kończąc album i równoważąc dni medytacją i pilatesem, jak mówi. St. Vincent, sportowiec, jest w trasie, koncertuje i udziela wywiadów. A to ostatnie?

„Wpadanie w banany jest wtedy, gdy jesteś sportowcem zbyt długo i jesteś znudzony”, mówi.

Noszenie lateksu sprawia, że jest lepszą wykonawczynią, jak twierdzi

Clark wywołała szum podczas swojej ostatniej trasy koncertowej dzięki garderobie złożonej z lateksowych strojów, o których teraz mówi, że są integralną częścią występu — i to nie tylko ze względu na estetykę.

„Lubię być niewygodna”, mówi. „Jeśli jestem w lateksie, to znaczy, że się pocę, a jeśli się pocę, to mój rdzeń jest rozgrzany i śpiewam lepiej.”

Clark wspomina również o kilku teledyskach, które nakręciła na trasę, które obejmowały „nasmarowanie się lubrykantem i noszenie dużej ilości lateksu”. Co brzmi jak zabawa, jeśli o to pytasz.

Dodaj komentarz